środa, 23 maja 2012

Rozdział 1: Ten świat uległ zmianie, wszędzie jest chaos i ...


(piosenka zalinkowana linjkę wyżej)

 - Mamo zobacz to ten pan, o którym mówiła Emily, że on jest pedałem – jakaś dziewczynka przechodząc obok, pokazała mamie mnie malutkim paluszkiem.
 - Córciu nie ładnie tak o kimś mówić – upomniała ją matka – Przepraszam pana za moją córkę, mam nadzieję, że pana nie uraziła – spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
 - Nic się nie stało – próbowałem ukryć mój smutek – Czasami dzieci powiedzą coś czego nie powinny- posłałem jej wymuszony uśmiech, no cóż od bardzo dawna tylko w taki sposób się uśmiecham, więc sztuczny uśmiech mam opanowany, no ale po moich oczach można było się dowiedzieć wszystkiego, niestety.
 - Oj tak – westchnęła – Jednak Mary pana uraziła – stwierdziła, no tak moje smutne oczy dały o sobie znać. No ale co poradzić? Byłem cholernie smutny, chciało mi się płakać, tak jak każdego dnia kiedy ktoś mnie obrażał, wyzywając od pedałów, debili, lalusiów i plastików. Do tego raczej nie da się przyzwyczaić.
 - To nic takiego – dalej kłamałem, nie potrafiłem być szczery, rzadko komu się zwierzałem ze swoich problemów.
 - Niech mi pan nie wciska kitu – coś było w tej kobiecie takiego przyjaznego, szczęście bychało od niej na kilometr, szkoda że ode mnie buchało nieszczęście.
 - No może troszeczkę – w końcu przyznałem spoglądając na znudzoną naszą rozmową dziewczynkę.
 - Mamo nudzę się – jęknęła ciągnąc matkę za rękę w kierunku wyjścia z parku.
 - Poczekaj jeszcze chwilkę skarbie, zaraz przyjdzie siostra i pójdziemy na szarlotkę, dobrze? – na twarzy małej Mary pojawił się szeroki uśmiech.
 - Czemu ten facet jeszcze nie poszedł? – spojrzała na mnie pogardliwym spojrzeniem, słysząc te słowa poczułem ukucie w sercu, ale starałem się tego nie okazywać.
 - Pani córeczka niezbyt za mną przepada – stwierdziłem patrząc na dziewczynkę, która z wielkim uśmiechem przeglądała się bezdomnemu kotkowi siedzącemu pod ławką.
 - Proszę mów mi Meg – wyciągnęła rękę.
 - Niall – uścisnąłem jej dłoń.
 - To niezupełnie tak. Emily czyli moja druga córka, jest tak jakby waszą anty fanką. Bardzo często przezywa was kiedy słyszy gdzieś waszą piosenkę. Niestety robi to przy Mary i mała to podłapała – westchnęła – Próbowałam ją tego oduczyć, ale…
 - Jak dziecko coś podłapie to trudno to później wybić z głowy – dokończyłem za nią.
 - Tak jakby.
 - Emily – wrzasnęła Mary pokazując palcem jakąś dziewczynę zbliżającą się w naszą stronę. Tak na moje oko miała jakieś szesnaście lat.
 - yy.. co ten koleś tu robi?! – popatrzyła na mnie niezbyt przyjemnym wzrokiem.
 - Mary przezwała Nialla więc postanowiłam go przeprosić – Meg posłała swojej córce karcące spojrzenie.
 - I bardzo dobrze – Emily przybiła siostrze piątkę.
 - Powiedziałam że to pedał – pochwaliła się mała dziewczynka.
 - No siostra, a jeszcze coś mu wygadałaś? – spytała moja anty fanka z uśmiechem na ustach.
 - Nie – Mary spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie.
 - Dziewczynki Niall tu stoi obok was – upomniała ich matka posyłając mi przepraszające spojrzenie.
 - No i dobrze niech wie, że jest największym plastikiem na świecie, ma obrzydliwe farbowane blon włosy i strasznie krzywy zgryz z którego wszyscy się śmieją – dziewczyna posłała mi pogardliwe spojrzenie, tego było już za wiele, oczy mi się zaszkliły, poczułem się jak śmieć, choć może właśnie nim byłem?! – A pedale proszę cię zrób coś z tym ryjem bo twarzą to tego nie można nazwać – dodała z uśmiechem. Łza spłynęła po moim policzku, było mi wszystko jedno czy ktoś to widział, to nie było ważne. Odwróciłem się na pięcie i wycierając coraz większą ilość łez poszedłem do domu.

(w domu chłopaków)

 - Już jestem! – krzyknąłem wchodząc do salonu. Oby chłopaki nie zauważyli moich spuchniętych oczu od płaczu. Na szczęście byli zbyt zafascynowani jakimś marnym horrorem, żeby coś zobaczyć. Jednak nie było z nimi Louisa, to trochę dziwne, on zawsze najchętniej z nas wszystkich siedział przed telewizorem.

- Niall idź zobacz co z Lou, bo zerwał się jakoś tak godzinę temu z kanapy i pobiegł na górę, nie wiadomo dlaczego. Jakoś dziwnie się zachowywał – powiedział Liam nie odrywając wzroku od ekranu.
 - Okay – w sumie to dobrze że nie musiałem siedzieć z chłopakami. Szybko wbiegłem po schodach i bez pukania wparowałem do pokoju mojego przyjaciela. To dziwne, nigdzie go nie było. Niepewnie wszedłem w głąb pokoju, nagle usłyszałem cichutkie szlochanie, które chyba dochodziło z garderoby pasiastego.
 - Lou? – uchyliłem drzwi, w samym koncie pomieszczenia siedział Marchewa, po jego policzkach spływały olbrzymie łzy. Ten widok mnie zszokował, nigdy w życiu nie widziałem go w takim stanie, nigdy. Kiedy otrząsnąłem się z szoku, podbiegłem do kumpla i ukucnąłem obok na ziemi. Dopiero teraz zauważyłem, że na nadgarstku Louiego jest mnóstwo krwi. Nie mogłem w to uwierzyć, dlaczego mój pasiasty chciał zrobić sobie krzywdę?! Szybko chwyciłem jakiś podkoszulek z półki i przycisnąłem do mocno krwawiącej rany. – Co się stało?
 - Niall … - wyszeptał i wtulił się w mój tors, dostał kolejnego ataku płaczu.
 - Ciii Louis… nie płacz – pogłaskałem go po głowie.
 - Ja-ja nie-nie ch-chcę w-was tracić, nie-nie ch-chcę, żeby ze-zespół się rozpa-pa-dł – wydukał odsuwając się ode mnie i chowając twarz w dłonie. Mój przyjaciel cały drżał.
 - Nie rozpadniemy się – okłamałem go, nie powiem mu przecież w takiej chwili, że chcę odejść z zespołu.
 - Wszystko sły-słyszę … - wytarł łzy z policzka.
 - Ale co słyszysz? – nie wiedziałem o co chodzi.
 - Słyszę przez ścianę jak wypłakujecie się w poduszkę każdego wieczoru, ja tego więcej nie zniosę.  – popatrzył ma mnie ze smutkiem – Dzień w dzień to samo, już nie jest tak jak kiedyś. Wczoraj przyłapałem Zayna jak nafaszerował się jakimiś lekami nasennymi, boję się o niego, on może sobie coś zrobić. Ja-ja się boję, jestem przerażony.
 - Ale dlaczego się pociąłeś, dlaczego? – wytarłem jego krew z podłogi drugą koszulką.
 - Bo mam tego dosyć. Nie zniosę więcej widoku waszych smutnych oczu, to koszmar. – to już nie był ten sam uśmiechnięty Louis, nie to był zupełnie ktoś inny, ktoś kogo nie znałem – I ja… - odwrócił wzrok.
 - I? – próbowałem spojrzeć mu w oczy, ale uciekał wzrokiem za każdym razem – Louis co chciałeś powiedzieć? – przyjaciel spojrzał na mnie niepewnie po czym westchnął z rezygnacją.
 - Bo ja… się zakochałem – słysząc to uśmiechnąłem się lekko.
 - To wspaniale – ucieszyłem się z tej nowiny, chyba bardziej niż sam pasiasty. Właśnie dlaczego mój kumpel się nie ciszył? To dość dziwne.
 - Nie rozumiesz – pokręcił głową i znów zaczął cichutko szlochać – Ja zakochałem się w …- popatrzył na mnie niepewnie – Zaynie – jego oczy były zrozpaczone, on się bał.
 - Ale jak to? – zamrugałem kilka razy zdezorientowany, takiego zwierzenia się nie spodziewałem. To był dla mnie ogromny wstrząs. Mój przyjaciel zakochał się w Zaynie?! Co?! To niemożliwe.
 - Ja-ja nie-nie jeste-m pe-pedałem – Louie dostał kolejnego ataku płaczu – Nie chcę nim być, to mnie przeraża. To może zniszczyć naszą przyjaźń. Proszę nie mów mu – wytarłem łzę spływającą po policzku pasiastego. Jak on mógł mysleć, że to że jest gejem może zniszczyć relacje między naszą piątką?! to że jest gejem nie ma znaczenia, przecież nie brzydzę się go. Jest dalej moim najlepszym przyjacielem, to dalej mój Boo Bear. Nie obchodzi mnie jego orientacja. Ważne, żę jest i tylko to się liczy. Myślę, że chłopaki pomyśleliby tak samo, chyba.
 - Nic nie powiem Zaynowi – zapewniłem głaszcząc jego czuprynę.
 - Dziękuję – uśmiechnął się smutno – Jesteś prawdziwym przyjacielem.
 - Jakbyś chciał zwierzyć się mi to wal śmiało, zawsze znajdę czas – zmierzwiłem jego grzywkę z uśmiechem.
 - Niall? – spojrzał na mnie załzawionymi oczami – Powiedz tak szczerze czy my się rozpadniemy? – starał się powstrzymać łzy gromadzące się w jego oczach.
 - Nie wiem Louie, naprawdę nie wiem – przytuliłem go mocno, po moim policzku spłynęła powoli jedna pojedyncza łza.
  Gdzieś głęboko w sercu dalej wierzyłem w siłę naszego zespołu.

niedziela, 13 maja 2012

Prolog 2: Chcę być wolny!

              *sercem Carlosa*
(piosenka zalinkowana linijkę wyżej)


          Powinniśmy trzymać się razem, powinniśmy być jednością, niestety tak nie jest. Nasz zespół podzielił się na grupki, ja i Logan, Kendall i James. Zawsze w takich parach spędzamy czas, nigdy nie jest inaczej. Może to dziwne ale pomimo tych wszystkich konfliktów między nami, zawsze czerpiemy radość z wspólnie spędzonych chwil. Tak naprawdę nie mam przyjaciela, chłopaki są raczej kumplami. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni, w końcu znamy się od bardzo dawna. Cieszymy się, że możemy robić to co kochamy, czyli śpiewać. To właśnie motywuje nas do walki, żeby w końcu stać się czwórką najlepszych przyjaciół. Wiemy, że nigdy z tego nie zrezygnujemy, nasz zespół nigdy się nie rozpadnie. Dlaczego? Ponieważ mamy wspólne marzenia, które chcemy za wszelką cenę spełniać. Liczy się tylko radość z śpiewania, niczego więcej nam nie trzeba. Mimo kłótni między nami, mimo, że mamy chamskiego menagera, który ciągle nami pomiata i tak chcemy robić to co robimy. Jestem pewien, że nigdy to nie ulegnie zmianie. Zrobię wszystko żeby śpiewać, ale także chciałbym być wolny i niezależny.
         Szedłem jedną z ulic Los Angeles, poranne słoneczko miło ogrzewało moją twarz. Zacząłem rozmyślać o tym co niedługo się wydarzy. Jedziemy w trasę koncertową z One Direction. Zawsze podziwiałem ich za to, że spełniają swoje marzenia, mają cudowne głosy i wielką radość z tego co robią. Nigdy nie wiedziałem tak zadowolonych z życia nastolatków, choć czasami wydaje mi się, że mają dosyć sławy, ale chyba tylko mi się to wydaje.  Jednym z moich marzeń jest właśnie poznanie tez piątki wspaniałych ludzi i kto wie może zaprzyjaźnię się z którymś z nich. Może w końcu znajdę prawdziwego przyjaciela…. Może…..


-------------------------------------------------------------------------
mam nadzieję, że się wam spodoba. proszę o komentarze i reakcje! zapraszam na moje pozostałe dwa blogi!

Carlos nie ma przyjaciela ;'(

wtorek, 8 maja 2012

Prolog 1: Gdzie jest to cholerne światełko?

   *sercem Nialla*
(w imieniu zalinkowana piosenka)

             Kiedy staliśmy się zespołem myślałem, że wygrałem los na loterii, wtedy czułem, że świat stoi przede mną otworem. Wiedziałem, że zyskam czterech prawdziwych przyjaciół. Niestety nie pomyślałem o przyszłości, byłem zaślepiony radością z nowego życia. Teraz nie jest już tak kolorowo,coraz bardziej żałuję tego, że poszedłem na casting do XFactor. Gdyby nie to byłbym normalnym chłopakiem, miałbym życie prywatne i dobry kontakt z rodziną, tego teraz najbardziej mi brakuje.  Na szczęście zostali mi jeszcze chłopaki z zespołu, nasza przyjaźń wciąż istnieje tyle, że już nie potrafimy cieszyć się nią tak jak wcześniej. Wszystko zaczęło nas przytłaczać, życie gwiazd nie było dla nas, zdecydowanie nie. Nie mamy prywatności, na każdym kroku jesteśmy mieszani z błotem. Z każdym dniem, każdą godziną ludzi obrażających nas jest coraz więcej, to oni zostawiają blizny na naszych sercach, te szramy nigdy nie zniknął, one będą nam towarzyszyć do końca naszych dni. Antyfani, nie znają granic. Wystarczy jedna obelga skierowana w naszym kierunku, a my zamykamy się w sobie, płaczemy, nie mamy już siły. My to nie my. Nie jesteśmy już tymi pozytywnie nastawionymi do życia chłopcami. Nie. Jesteśmy własnymi cieniami, nasze serca krwawią. Nie mamy siły na walkę z rzeczywistością. Kiedy ktoś powie, że jesteśmy sztucznymi lalusiami, nie zaprzeczamy, bo wiemy, że i tak nikt nam nie uwierzy. Pedały. To słowo nas prześladuje, ciągle mówią tak o nas. Choć ludzie dobrze wiedzą, że nimi nie jesteśmy, dlaczego tak mówią? Bo są zazdrośni, niby o co?! Jak ktoś chce mogę zamienić się z nim miejscami.   My tylko chcieliśmy spełnić swoje marzenia, lecz nikt tego nie potrafi zrozumieć. Każdego dnia widzę w oczach przyjaciół ogromny ból, ze mną też nie jest dobrze. Wieczorami zamykam się w swoim pokoju i skulony pod kołdrą wypłakuję się w poduszkę. Jesteśmy samotni. Rodzina daleko, nikogo nie obchodzimy, prawdziwa miłość też nie była nam pisana.Żaden z nas jej nie zasmakował, wszyscy nas wykorzystują, bo chcą zdobyć sławę i pieniądze. Jest jedna rzecz, która utrzymuje mnie przy życiu... prawdziwi fani... Mój świat się rozpada i jak na razie nie widzę światełka, które mogłoby przynieść mi ulgę i radość.
     Siedziałem w parku skulony pod drzewem, padało, ale to dobrze bo nikt nie zobaczył moich słonych łez. Dotknąłem koniuszkiem palca napis wyryty na starym dębie: One Direction - na zawsze razem. To tu cieszyliśmy się z naszego sukcesu w XFactor. Właśnie tu wymyśliliśmy nazwę naszego zespołu. 1D czyli jeden kierunek, jedna droga, którą mieliśmy podążać wspólnie do końca. Lecz chyba jednak niedługo czeka na nas rozwidlenie, tam każdy pójdzie w swoją stronę. Rozpadniemy się to było pewne. Przynajmniej ja odejdę i wrócę do szarej rzeczywistości. Mam dosyć patrzenia na łzy moich przyjaciół skapujące z ich policzków, to dla mnie zbyt wiele. Zaraz po trasie z Big Time Rush zrezygnuję ze śpiewania, pozostawię za sobą moje marzenie. Odszedłbym teraz, ale chcę spędzić jeszcze trochę czasu z tą czwórką wspaniałych ludzi. Mam nadzieję, że wytrzymam jeszcze miesiąc udawania szczęśliwego nastolatka z boy bandu, 30 dni sztucznego uśmiechu na twarzy i mówienia fanom, że wszystko jest okey. Zrobię to, a potem.... koniec.... koniec Nialla Horana członka zespołu One Direction.

----------------------------------------------------------------------------
i jest prolog pierwszy, niedługo dodam drugi, a potem rozdziały. mam takiego małego doła i jakoś nie potrafię z niego wyjść;(((
proszę o komentarze i reakcje!
jeśli ktoś chce być powiadamiany o kolejnych rozdziałach nich napisze w komentarzach swój e-mail! ;p

                                                                             ;(