niedziela, 30 grudnia 2012

ważne!

Hej!
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale miałam urwanie głowy!
Więc jeśli chcenie wiedzieć o następnych rozdziałach albo poczytać moje One Shoty to zapraszam na mojego głównego bloga, na którym jest spis wszystkiego co piszę oraz linki i TYLKO I WYŁĄCZNIE TAM BĘDZIECIE MOGŁY DOWIEDZIEĆ SIĘ O NOWYCH ROZDZIAŁACH.

więc oto mój główny blog:   KLIK

NOWE ROZDZIAŁY OCZYWIŚCIE NADAL BĘDĘ PUBLIKOWAŁA NA TYM BLOGU!
jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to nie napisze w kom. a postaram się to dokładniej wyjaśnić

Love u all.
Laura Nowak

niedziela, 2 września 2012

Rozdział 7: Czyżbym w końcu został doceniony?! Miła niespodzianka.



*sercem Nialla*
 - Dobra chłopcy za dwa dni koncert – Paul zatarł ręce podekscytowany.
 - Już nie mogę się doczekać – w oku Joe’go zauważyłem dziwny błysk. Szczerze mówiąc nie lubiłemo go, nie dlatego, że miał inny kolor skóry! O co to to nie! Ja jestem człowiekiem tolerancyjnym, no w końcu zaakceptowałem odmienność Louisa. W sumie to sam nie wiem dlaczego, ale jakoś nie mogę się do niego przekonać. On w ogóle nie liczy się ze zdaniem innych i mam dziwne wrażenie że podlizuje się naszemu menagerowi. Ale może tylko mi się daje?
   Sięgnąłem po kolejną kajzerkę, posmarowałem ją masłem i rozejrzałem się po stole. Wybrać ser, twarożek czy może wędlinkę?!  W końcu sięgnąłem po ser i szynkę, aż mi ślinka ciekła na widok mojej kanapeczki i całego stolika zastawionego innymi smakołykami. Słuchając rozmowy chłopców i menagerów w spokoju przeżuwałem  swoje śniadanie. To chyba będzie moje ulubione miejsce w tym hotelu, a chodzi mi oczywiście o jadalnię na parterze.
 - Nialler to już piątka kanapka – zwrócił mi uwagę Liam, kiedy sięgałem po kolejną bułkę. Uśmiechnąłem się do niego słodziutko, a potem posmarowałem kajzerkę twarożkiem i wepchałem do ust. Daddy pokręcił głową zrezygnowany.
 - Chyba dopiero piąta- zauważyłem, reszta gromady wybuchła śmiechem, nawet  James, Logan, Kendall i Carlos nie ukrywali rozbawienia. Ta czwórka była trochę dziwna, przez całe śniadanie nie odezwali się ani słowem do żadnego z nas, po prostu siedzieli cicho i słuchali swojego menagera.  Raz zauważyłem jak Lou szczerzył się do ….no tego jak mu tam…..Carlosa!  a ten jakby przestraszony odwrócił wzrok, co zasmuciło trochę pasiastego, ciekawe dlaczego się tak zachowywali.
 - To może omówimy repertuar na koncert? – Joe dalej ciągnął temat naszego występu.
 - Ummm… możemy – zgodził się Paul – Chłopcy co chcecie zaśpiewać? – zwrócił się do nas choć znał odpowiedź.
 - Dajemy ci wolną rękę – powiedzieliśmy chórkiem, a on się zaśmiał. Ufaliśmy mu i wiedzieliśmy, że wybierze coś fajnego.
 - Więc może One Thing, WMYB, Gotta be you, More than this, I want i I wish? – cała nasza piątka pokiwała głowami usatysfakcjonowana.
 - A moi chłopcy hmm… Nothing even metters, Boyfriend, Famous, City is ours i Oh yeah.  Myślę, że to najlepsze rozwiązanie – Joe zachowywał się troche chamsko, bo nie spytał nawet swojego zespołu co oni uważają na ten temat. A po ich minach można było wywnioskować, że nie są zachwyceni z tych piosenek.
 - A Moments? – dopiero teraz dotarło do mnie, że Paul nie wymienił tytułu mojej ulubionej piosenki. Popatrzyłem na niego trochę zasmucony, lecz ten tylko się jakoś dziwnie uśmiechnął.
 - Razem z Joe’ em – tu nasz menager popatrzył na greka  - postanowiliśmy, że Moments zostanie zaśpiewane jako duet – wszyscy popatrzyliśmy po sobie zdziwieni, nawet chłopcy z drugiego zespołu nic nie wiedzieli na ten temat.
 - Czyli? – odłożyłem resztę kanapki na talerz i czekałem na dalsze wyjaśnienia. 
 - Czyli zaśpiewają piosenkę dwie osoby – Louis popatrzył na mnie jak na idiotę.
 - Wiem co to duet – powiedziałem lekko podirytowany, nie mogłem doczekać się calszych wyjaśnień Paula.
 - Moments zostanie zaśpiewanie przez Nialla i Carlosa -  w końcu Joe przejął pałeczkę – Musicie się postarać bo koncert za dwa dni – ja spiewam w duecie ja?! Zawsze to chłopcy dostawali takie propozycja, a ja nigdy, zawsze stałem w ich cieniu. Szczerze mówiąc nigdy nawet o tym nie marzyłem.  To jak wygrać los na loterii.
 - Ja?! –nie potrafiłem uwierzyć we własne szczęście.
 - Tak ty – Zayn poklepał mnie po plecach.
 - Ale.. – zaniemówiłem. Spojrzałem na Carlosa, który uśmiechał się szeroko, też najwyraźniej był mile zaskoczony. Posłałem mu przyjazny uśmiech, jednak chłopak speszony najpierw spojrzał na Joe’go a potem przeniósł wzrok na swoje dłonie.  O co tu chodzi?!  Lou widząc całą tą scenkę ściągnął wargi w wąską linię i posłał mi pytające spojrzenie, wzruszyłem ramionami. On też tak samo jak ja nic nie rozumiał.

*godzinę później*

 - Jest Niall? – usłyszałem głos pasiastego, prawdo podobnie właśnie przekraczał próg mojego pokoju, który dzieliłem z Zaynem.  Nie był to raczej luksusowy apartament, lecz zwyczajny pokój z dwoma łóżkami, szafą, komodą, sofą i telewizorem. ścinany miały kolor brązowy a różne dodatki typu: wazony, poduszki, pościel  była koloru beżowego. Była też łazienka i balkon z pięknym widokiem na Koloseum i Forum Romanum, po prostu zakochałem się w tym krajobrazie. Dzisiaj rano siedziałem na balkonie dobre dwie godziny i jedząc ciasteczka oglądałem stare budowle, jakby nie przyszedł Zayn i nie zaczął palić to pewnie dalej bym tam siedział.  Gdyż od zawsze uwielbiałem zabytki, można powiedzieć że oglądanie ich zawsze mnie odprężało i wyciszało.
 - Jest – usłyszałem głos mulata, a potem kroki Lou, po chwili klapną obok mnie na sofie pod oknem.
 - Ja idę na miasto – rzucił Zayn i wyszedł z pokoju chwytając w biegu bejsbolówkę. Pewnie poszedł na zakupy, a dokładniej do drogerii, bo wczoraj wieczorem i przez sen zresztą też narzekał że mu się żel skończył.
 - Louis- pasiasty jak zaczarowany patrzył na drzwi którymi przed chwilą wyszedł mulat – Nie możesz mu powiedzieć prawdy? – w końcu się otrząsnął.
 - Nie. Niall ja się tego boję – pokręcił głową zrezygnowany – Nie wiem czy on jest tak tolerancyjny jak ty – westchnął smutny.
 - Ej nie smuć się – uśmiechnąłem się pocieszająco – Może ja z nim porozmawiam? –posłał mi pytające spojrzenie – No wiesz, zbadałbym grunt – wytłumaczyłem.
 - Sam nie wiem – zaczął bacznie przyglądać się swoim czerwonym conversom przygryzając dolną wargę.
  - Tomo spójrz na mnie – poprosiłem, lecz przyjaciel dalej wpatrywał się w swoje buty – Louis proszę – spróbowałem jeszcze raz.
 - No dobra – zrobił to o co go prosiłem. W jego oczach były łzy, zrobiło mi się go strasznie szkoda, więc przytuliłem go do swojej piersi . Po chwili poczułem jego łzy na swojej klatce piersiowej.
 - Nie  płacz- szepnąłem.
 - Nawet nie wiesz jak mi jest ciężko – pociągnął nosem – Codziennie muszę udawać, że wszystko jest dobrze, że czuję się świetnie. Nawet przed wami, bo nie chcę was martwić. Ale to jest trudne, muszę ukrywać swoje uczucia do Zayna, nie mam prywatności, codziennie wieczorem zatajam przed wami fakt, że wypłakuję się w poduszkę, muszę słuchać tych wyzwisk i jeszcze moja orientacja…
 - Wiem, co czujesz i nie tylko ty masz powody do płaczu – poklepałem go po plecach, chłopak spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
 - Ale… dlaczego płaczesz? – spytał cicho.
 - Bo… jest mi ciężko – nie mogłem mu powiedzieć, że to dlatego, że chcę od nich odejść i zapomnieć o  tym, że chcę skończyć ten rozdział mojego życia. Lecz  było jeszcze na to za wcześnie – Chciałbyś żeby Zayn znał prawdę? – postanowiłem jak najszybciej zmienić temat. Chłopak nie wiedział jak odpowiedzieć na moje pytanie – Chciałbyś być dla niego kimś więcej niż przyjacielem? – ciągnąłem dalej.
 - No oczywiście, że chciałbym, ale to niemożliwe – w jego oczach było tyle smutku…nie mogłem patrzeć na jego cierpienie, to było straszne. Tak stać z boku i patrzeć jak pasiasty zerka na mulata z tym cierpieniem w oczach i ze świadomością, że nigdy nie będą razem. Muszę coś z tym zrobić, chcę żeby przynajmniej on był zadowolony.
 - Lou skąd możesz to wiedzieć? Skoro go kochasz to powiedz mu to! Nie udawaj, że wszystko jest okej tylko bądź z nim szczery . Tak powinni zachowywać się przyjaciele, nie powinieneś mieć przed nim tajemnic – z tej chwili uświadomiłem sobie, że ja też nie zachowuję się jak przyjaciel w stosunku do chłopaków. Przecież też miałem przed nim sekret: chciałem odejść od nich. Pokręciłem głową, żeby jakoś pozbyć się tych myśli. Powiem im wtedy gdy uznam, że ja będę na to gotowy i przede wszystkim oni.
 - Chyba masz rację, ale i tak boję się jego reakcji, cholernie się boję. Niall ja jestem przerażony! – westchnąłem ciężko.
 - Wiem. Ale pomyśl: jeżeli on czuje to samo? – może to nie zbyt w porządku z mojej strony, że robiłem mu nadzieję, ale chciałem go jakoś przekonać, udowodnić że może mam rację.
 - A jeśli nie? Jeśli powiem mu, a on tego nie zaakceptuje? To mogłoby zniszczyć nasz zespół! Moglibyśmy się rozpaść, albo stracić jednego członka – i tak stracimy pomyślałem, ale na szczęście nie powiedziałem tego na głos. Oczywiście miałem na myśli swoją osobę.
 - I właśnie dlatego mógłbym z nim najpierw porozmawiać, może bym się czegoś dowiedział – wiedziałem, że mogę mu pomóc.
- A jeśli zacznie coś podejrzewać ? – Louis dalej nie był przekonany co do mojego pomysłu.
 - To od razu się wycofam – zapewniłem – Naprawdę nie masz nic do stracenia, możesz tylko zyskać.
 - Chyba masz rację – ciągle się zastanawiał – No dobra, ale obiecaj, że nie powiesz mu za dużo – popatrzył na mnie wyczekująco.
 - Obiecuję .


__________________________________________________
 tak jak obiecałam dodaję nowy rozdział jeszcze w weekend ;) wiem że na razie jest nudno ale niedługo zacznie się dziać! jak myślicie co będzie dalej?
prosze o kom. to dla mnie wiele znaczy ;)

ps. jutro rozpoczęcie roku... też jesteście załamane? ;( to były piękne dwa miesiące...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 6: Parę słów i cały dzień diabli wzięli.



*sercem Nialla *

  Zayn i Louis ciągle się śmiali nie wiadomo z czego, no cóż przynajmniej oni mają dobry humor. Nie można niestety tego powiedzieć o mnie, Liamie i Harrym, a dlaczego? Bo wysiadając z samolotu spotkaliśmy pewną babkę, która widocznie niezbyt przepadała za naszym zespołem. Stop! Ona nie przepadała za mną! Powiedziała, że nie powinienem w ogóle zgłaszać się do tego programu i że moje miejsce w zespole powinien zająć ktoś inny. Nawet się z nią nie sprzeczałem. Kazała mi wracać do Irlandii i siedzieć tam na dupie i nic nie robić, bo do niczego się nie nadaję. Czy to mnie zabolało? Nie domyślacie się jak bardzo. Poczułem się jak nic nie warty… śmieć… tak to odpowiednie słowo.  Jestem śmieciem. A najgorsze jest to, że stałem tam i słuchałem kolejnych wyzwisk, stałem bezczynnie i tylko powstrzymywałem łzy. Harry stanął w mojej obronie, tyle że to nic nie pomogło. A dlaczego? Bo przez to że się wtrącił jemu też się dostało. Widziałem, że bardzo przejął się jej słowami i to przeze mnie. To moja wina i tylko moja. Gdyby mnie tu nie było, to babka nawet by do nich nie podeszła. A tak to dostało się mi, Harremu i Liamowi, który chyba przyjął wyzwiska lepiej niż my. Od zawsze byłem czuły no to co ludzie o mnie myślą. I wiem, że zawsze taki będę. Dzisiejszym zachowaniem udowodniłem, że nie potrafię walczyć o siebie i zachowuję się jak baba. Kiedy chłopcy witali się z tym drugim zespołem, ja stałem z boku i zamartwiałem się słowami tej chamskiej kobiety.  Zauważyłem, że jeden z nich bacznie mi się przygląda, nie chciałem, żeby skapnął się, że coś jest nie tak, ale niestety oczy zaczęły mnie cholernie piec. W tym momencie zacząłem się modlić o to aby nie rozpłakać się w miejscu publicznym. Przyjrzałem się temu chłopakowi, na oko był w moim wieku, wzrost też miał podobny. Miał przyjazny wyraz twarzy, był taki…. Naturalny, co od razu w nim polubiłem. Jeszcze z nim nawet słowa nie zamieniłem, a wiedziałem że jest kimś kogo warto poznać. Tylko dziwiło mnie dlaczego on nosił kask?! Po co mu on?! To trochę dziwne, no ale o gustach się nie dyskutuje. Kiedy się do mnie uśmiechnął to po prostu aż poczułem się trochę lepiej. O czym ja w ogóle myślę? Horan ogarnij się! Człowieku! Nawet go nie nasz, a myślisz o nim jak o najlepszym przyjacielu…
 - Nie martw się, każdy jest taki jaki jest i już. A ta babka nie ma co do ciebie racji. Nie przejmuj się jej słowami tak bardzo – rozejrzałem się do okoła zaskoczony. To Harry próbował mnie pocieszyć, w sumie miło z jego strony. Uśmiechnąłem się lekko i zapewniłem, że już mi trochę lepiej.

*w hotelu*

 - To kto ma z kim pokój? – spytał po raz setny Li trzymając w ręku dwa klucze do pokoju.
 - Nie wiem, mi to obojętne – wzruszyłem ramionami. Nie ważne z kim miałbym pokój, chciałem po prostu wziąć prysznic i iść spać.
 - To może weźmiemy pokój pięcioosobowy? – Harry usiadł na dywanie, byliśmy wszyscy w ciasnym korytarzu prowadzącym do naszych pokoi. Ciekawe gdzie teraz jest BTR? Pewnie są w studiu albo na próbie, a my? Siedzieliśmy na zimnej posadzce i nie mogliśmy się dogadać.
 - Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma takich pokoi?! – zapytał lekko zirytowany Liam.
 - Larry będzie w jednym pokoju – oświadczył Harry, a Lou uśmiechnął się szeroko.
 - Ok. ale ja nie chcę mieszkać z Zaynem – powiedział Daddy – Nie mam zamiaru wdychać dymu papierosowego – wyjaśnił patrząc karcąco na mulata. Żadnemu z nas nie podobało się to, że chłopak niszczy swoje zdrowie, no ale niestety on się w ogóle tym nie przejmował. Twierdził, że dzięki petom może się odstresować i nie dałby bez nich rady normalnie funkcjonować. Uzależnił się i to całkiem poważnie. Boję się o niego tak jak reszta chłopaków, ale jak mówiłem on ma to w dupie. I dziennie może nawet wypalić dwie paczki. Nie uważacie że to lekkie przegięcie?!
 - A ja nie chcę z tymi głupkami – mulat wskazał głową na śmiejących się z nie wiadomo czego Louisa i Harrego – bo kiedy oni są razem to nie ma szans na ciszę i spokój – rozumiałem go całkowicie, bo też lubiłem mieć święty spokój, a tamci dwaj byli zupełną odwrotnością tego pojęcia.
 - My potrafimy być cicho! – zaprzeczył Lou.
 - Ta.. jasne – zakpił Zayn.
 - No tak! – obruszył się pasiasty – Prawda Hazz? – Tomo szturchnął go ramieniem.
 - Louis bądźmy szczerzy – Loczek poklepał go po plecach – Kiedy jesteśmy razem to nam odbija – wszyscy zaczęliśmy się śmiać oprócz pasiastego.
 - To się nazywa niestwierdzone ADHD – zauważył mulat.
 - Z wracając do poprzedniego tematu: ja nie chcę dzielić pokoju z Horanem – gdybym nie był zmęczony to podszedłbym i go walnął w ten łeb, bo dobrze wiedział że nie lubię jak mówi się do mnie po nazwisku. No przecież mam imię!  - bo boję się, że on mi zje wszystkie żelki – kontynuował. No teraz to na serio miałem chęć mu przyłożyć, przecież nie jestem aż tak łakomy żeby zjadać mu słodycze…. No dobra jestem….
 - Boże…. Kompletnie się pogubiłem – Li złapał się za głowę załamany.
 - Chłopaki ogarnijcie się! – wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Pewnie dopiero teraz zauważyli że w ogóle tu jestem gdyż nie brałem jak dotąd udziału w ich drobnej sprzeczce. – To chyba oczywiste, że ja i Zayn będziemy w jednym pokoju, a Liam i Larry w drugim – i to był ten moment w którym poczułem się jak geniusz. Wiecie co? Byłem z siebie dumny. No normalnie like a boss…. Dobra już się ogarniam…
 - Nialluś ty jednak masz coś w tej głowie? – Lou zaczął się ze mnie nabijać. No zaraz mnie cholerna jasna trafi… ja nie jestem jakiś Nialluś ani Horan i tak dalej! Kurde tylko mama może do mnie mówić Nialluś, ale nikt poza nią!
 - Czasami mam prześwity – podszedłem do Liama i zabrałem mu jeden z kluczy – A teraz przepraszam, ale idę wziąć prysznic, a wy jeśli chcecie to nadal tu siedźcie – zostawiłem tamtą czwórkę w ciasnym korytarzyku. Z ulgą wymalowaną na twarzy przekroczyłem próg pokoju i westchnąłem rozglądając się dookoła. To był ciężki dzień, jutro pewnie będzie jeszcze gorzej… no to co będzie jak trasa się rozkręci?! Ja chcę do domciu…

_________________________________________________________
przepraszam przepraszam i jeszcze raz przepraszam! wiem że miałam dodać ten rozdział dawno temu, ale jestem zawalona innymi sprawami typu książki do szkoły, zorganizowanie sobie zająć dodatkowych i jeszcze ten cholerny remont jgjhbkjhk ani chwili ciszy nie ma ... tylko wiercenie i tak dalej..... mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie cierpliwe. następny rozdział dodam albo na początku przyszłego tygodnia albo w następny weekend, gdyż muszę go tylko przepisać na komputer ;)   jeszcze raz przepraszam !

proszę o jak największą ilośc komentarzy gdyż to one mnie motywują do dalszego pisania! ;) 
 - Love u. 

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 5:Kto, gdzie, co i jak. I niby dlaczego nie mogę zachowywać się normalnie?!


 - Witam szanowne One Direction – Joe uśmiechnął się sztucznie do piątki chłopców, którzy właśnie do nas podeszli.
 - Dzień dobry – chłopak w czerwonych rurkach uprzejmie odwzajemnił uśmiech – Cześć – zwrócił się do nas – Jestem Louis, ale możecie mi mówić Tomo albo Boo-Bear, czy jak tam chcecie – zauważyłem jedno: sprawiał wrażenie wiecznie uśmiechniętego i szalonego nastolatka – To jest Harry, na którego wołamy Loczek albo Hazza – wskazał na zamyślonego chłopaka z burzą loków  na głowie. Ciekawe o czym on tak rozmyślał.  – To Liam, Li czy też daddy – pokazał na chłopaka w koszuli w kratę, on też myślami był gdzieś hen daleko stąd – Ten po mojej prawej to Zayn, nasz kochany DJ Malik czy też Zaynuś lub terrorysta – zaśmiał się i dał kuksańca mulatowi, który posłał mu śmieszne spojrzenie – A ten karzełek to Niall, Nialler, farbowany blondynek, Horanek hmm… a no tak i pączuś – blondyn zburaczył się słysząc ostatnie przezwisko.
 - Miło poznać – Kendall uśmiechnął się do nich – Ja jestem Kendall.
 - Ja mam na imię Logan, mówią, że jestem kujonem ale to nie prawda – schował za plecami swoje czasopismo.
 - Taaa, nie ładnie tak kłamać – James trzepnął do po głowie – a tak w ogóle to jestem James.
 - A ja Carlos – powiedziałem nieśmiało.
 - Oj kaskaderku co ty taki cichutki – zaśmiał się Kendall. Boże jak ja nienawidzę jak tak do mnie mówi, wtedy mam ochotę mu przywalić. To, że noszę na głowie ciągle kask, nie oznacza że jestem jakimś wariatem.
 - Cicho siedź – powiedziałem przez zęby, a Louis  nie wiadomo dlaczego zaczął się śmiać.
    Popatrzyłem jeszcze raz na każdego z chłopaków, byli jacyś dziwni, dlaczego dopiero teraz to dostrzegłem? Niby tacy zadowoleni z  życia, ale jakoś patrząc na nich dłużej nie mogłem uwierzyć w to ich szczęście.  Oni chyba coś ukrywali, ale co? Spojrzałem na jednego z nich, blondyna Nialla. On różnił się od innych najbardziej. Wpatrywał się uparcie w posadzkę holu lotniska zamyślony, nie zwracał uwagi na innych. Chyba poczuł na sobie moje spojrzenie, gdyż podniósł głowę i wtedy właśnie to zauważyłem. Jego oczy były zaczerwienione jakby miał się rozpłakać, to był straszny widok, uwierzcie mi na słowo. dominował w nich ogromny ból, smutek i strach, tak byłem tego pewnien. Zrobiło mi się go bardzo szkoda, chciałem podejść, spytać się dlaczego jest taki smutny, pocieszyć. Chciałem, ale nie mogłem. Dlaczego? Bo obiecałem Loganowi, że będę przestrzegał zasad tego cholernego Joe’go. Więc stałem z boku i obserwowałem to co działo się na około. Czułem się jak palant, stałem tam  i się gapiłem, no cóż nic ciekawszego miałem do roboty? Nic.  Zauważyłem, że dołączył do nas menager One Direction Paul, potężny mężczyzna o strasznie bladej karnacji. Dyskutował o czymś żywo z tego co pamiętam Liamem i naszym menagerem. Chłopcy z drugiego zespołu Zayn i Louis z czegoś się śmiali, a Harry im się przyglądał. Niall dalej stał na boku i w ogóle nie brał udziału w rozmowie. W pewnym momencie podszedł do niego Hazza i coś szepnął mu na ucho, ciekawe co, jaki ja jestem ciekawski. Blondynek uśmiechnął się do kumpla, lecz po chwili gdy Loczek odszedł on znów spochmurniał. Trochę dziwne. A co robili  kumple? James, Kendall i Logan rozmawiali o tym jakby już chcieli iść odpocząć po tej męczącej podróży. Niby człowiek siedzi w tym samolocie i nic nie robi, ale jak przychodzi co do czego to i tak pada z nóg. A ja… ja tam stałem jak jakaś ciota.
 - No to do hotelu, a potem na próbę – Joe zatarł zadowolony ręce. Czy on do reszty postradał zmysły? Halo! Ja padam z nóg!
 - O nie. Moi chłopcy dzisiaj odpoczywają – Paul uśmiechnął się do tamtej piątki. Widać gołym okiem, że troszczy się o nich i jest dla nich jak ojciec. Pewnie zawsze mogą na niego liczyć, nie to co my na naszego pierdolniętego menagera. Dobra przepraszam! Już nie będę przeklinał, przecież to sobie ostatnio obiecałem. Więc zastosujmy coś takiego: pierdolnięty, pojebany, wkurwiający = kochany. Okey? Boże Carlos gadasz sam do siebie! Opanuj się! Potrząsnąłem głową, żeby odgonić wszystkie te dziwne pomysły.
 - Moi jeszcze trochę popracują – on nas w końcu wykończy, posłałem mu nienawistne spojrzenie, na co ten murzyn tylko się wyszczerzył – To idziemy – dodał i ruszył w kierunku wyjścia z lotniska. Posłusznie wszyscy poszliśmy za nim , jak cztery kundle na smyczy. Nie stop! Chyba nie powinienem porównywać nas do psów, prawda? Matko ja świruje. Dobra wracam do rzeczywistości: na zewnątrz stały dwa duże autobusy, na jednym były podobizny chłopaków z One Direction, a na drugim nasze.
 - To nie będziemy mieć wspólnego tour busu? – spytał zdziwiony Louis, chyba skierował to pytanie do mnie gdyż stałem tuż obok niego. Już miałem odpowiedzieć, ale przypomniałem sobie co obiecałem Loganowi. Spojrzałem na pasiastego, który czekał aż coś powiem, a potem zerknąłem na Joe’go , który stał przy wejściu do naszego autobusu. Patrzył na mnie i kręcił głową z niezadowoleniem. Od razu w mojej głowie zabrzmiały jego słowa: jeśli zobaczę, że któryś z was w jakiś sposób kontaktuje się z którymś z członków One Direction to automatycznie wylatuje z zespołu! Przestraszyłem się, a jeśli na serio mnie wywali?! Speszony odszedłem jak najdalej Louisa rzucając krótkie:
 - Przepraszam – i weszłem szybko do tour busu, kątem oka widziałem  zdziwioną moim zachowaniem  minę pasiastego. Pewnie teraz uważa mnie za idiotę.
 - Dobry chłopiec – Joe poklepał mnie po plecach z triumfalnym uśmieszkiem. Nienawidziłem go z całego serca, nienawidziłem też siebie za to jak potraktowałem tego chłopaka.

____________________________
przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, ale wyjechałam  na parę dni i tak jakoś wyszło ;p chcę tylko powiedzieć że akcja będzie się rozwijać powoli, jak pewnie sami zauważyliście ;) 
mam takie pytanie: czy ktoś w ogóle czyta tego bloga?

mogę liczyć na 2 kom? ;(

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 4: I po co mu to do cholery obiecałem?!




 - Pamiętacie co wam mówiłem? –  menager spojrzał na nas wyczekująco.
 - Tak pamiętamy – odpowiedział za nasz wszystkich Kendall spoglądając co chwilę na jakąś atrakcyjną blondynkę, która stała po drugiej stronie poczekalni na przyloty.
 - To świetnie – ten straszny człowiek uśmiechnął się zadowolony. Czy on na serio musi być tak odrażający? W sumie to się nie dziwię, że nie ma żony, bo która by go zechciała?! Żadna. Skrzywiłem się na samą myśl, że ten czarnuch mógłby być dla kogoś kimś więcej . fuj!
 - Tak właściwie to po co tu siedzimy? – spytał James znudzony siedzeniem przez całą godzinę na plastikowym krzesełku w holu lotniska.
 - Czekamy na przylot chłopców z One Direction – udzieliłem mu odpowiedzi bo nikt inny nie raczył tego zrobić – Przecież, wiesz że wylecieli z Londynu dużo później niż my z Los Angeles – to było oczywiste. Nie mogłem doczekać się ich przybycia, od kiedy zrobiło się o nich głośno, chciałem ich poznać. W mediach ciągle powtarzają, że są piątką najlepszych przyjaciół których nie zniszczyła sława tak jak większość. Słyszałem też, że są strasznie zabawni, mili i zachowują się jak zwykli nastolatkowie. Co jest rzadkością w show biznesie, siedzę w tym od dziecka i wiem jak to wygląda.  Pewnie zastanawiacie się co robiłem takiego jak byłem dzieckiem? No tak na pewno nic wtedy nie słyszeliście o małym Carlosie… hmm… jak to wyjaśnić… można powiedzieć, że to przez rodziców: matka aktorka, która uwielbiała zabierać mnie na plan i ojciec biznesmen, który zabierał mnie do swojego biura, jak ja się wtedy nudziłem. Nie lubiłem z nimi jeździć do ich pracy, ale to był jedyny sposób, żeby spędzić z nimi trochę czasu. Można powiedzieć, że zmarnowałem swoje dzieciństwo, najpiękniejszy okres w życiu człowieka, na siedzeniu w biurze i planie filmowym. Rodzice próbowali mi to wynagrodzić drogimi prezentami, ale ja tego nie chciałem, wtedy tak jak dzisiaj potrzebuję tylko i wyłącznie ich miłości i niczego więcej. Niestety nie poświęcali mi uwagi, miłości też nie okazywali. Rodziców zastępowały mi nianie, taa, ich sztuczne uśmiechy pamiętam do dziś, nienawidziłem ich. Dobra koniec gadania o mnie, wróćmy do rzeczywistości. Więc na czym to ja.. a no już wiem. Powiem wam jedno: bardzo chciałbym znaleźć w którymś z nich prawdziwego przyjaciela, którego nigdy nie miałem i wiem, że pewnie domyślacie się dlaczego. Tak to właśnie przez to o czym myślicie.
 - Nawet o tym nie myśl – Logan spojrzał na mnie znad jakiegoś czasopisma naukowego, nasz kujonek. Rozejrzałem się dookoła ufff, na szczęście menager gdzieś sobie poszedł.
 - Nie wiem o czym mówisz – próbowałem go okłamać.
 - Dobrze wiesz co mam na myśli – odłożył gazetę i spojrzał na mnie współczująco – Też chciałbym ich poznać, też chciałbym żeby ta trasa była wyjątkowa, też chciałbym się świetnie bawić. Ale.. – nie dokończył.
 - Nie będziemy mieli na to czasu. Wiem Log – nie wiem dlaczego, ale zawsze zdrabniałem tak jego imię – ale to niesprawiedliwe – dokończyłem.
 - Masz rację. No cóż Joe był jedynym menagerem, który chciał nas promować. Podpisaliśmy kontrakt i teraz musimy dla niego pracować i robić to co nam każe. Nawet jeśli większość kasy za koncerty którą powinniśmy dostawać my, on nam zabiera. Nie możemy nic na to poradzić. Jest jeden plus – uśmiechnął się – możemy spełniać marzenia o wielkiej karierze boys bandu. Może i on jest kretynem, ale zobacz jak daleko dzięki niemu zaszliśmy. Wydaliśmy płytę, nakręciliśmy kilka teledysków, gramy koncerty, może nie takie duże, ale jednak, no i przecież niedługo będziemy przygotowywać piosenki na drugą płytę. Powinniśmy być mu wdzięczni, nawet jeśli nami pomiata.
 - Ale dlaczego nie pozwala nam zbliżyć się do chłopaków z One Direction? Czemu zakazał nam jakichkolwiek kontaktów z nimi? – chyba zadałem pytanie retoryczne, znałem na nie odpowiedź.
 - Bo twierdzi, że nie wolno bratać się z konkurencją. Mówi, że to zepsuje naszą karierę. Ale prawda jest inna… po prostu Joe jest świnią, która lubi uprzykrzać innym życie – Logan westchnął.
 - Taaa… - chyba niestety miał rację, menager uwielbia patrzeć na smutek innych ludzi.
 - Carlos? – mój kumpel popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
 - Tak? – ciekawe czemu tak się na mnie patrzył.
 - Proszę obiecaj mi, że nie złamiesz zakazu Joe’go . nie chcę, żeby ta świnia pod byłe pretekstem wyrzuciła cię z zespołu – miał poważny ton głosu.
 - Log ja… - zastanawiałem się czy mogę mu to obiecać.
 - Proszę obiecaj – nie dawał za wygraną, no cóż martwił się o mnie.
 - No dobrze – te słowa wywołały na jego twarzy ogromny wyszczerz, co sprawiło u mnie wybuch śmiechu. James zaciekawiony z czego się chichramy wyjął słuchawki z uszu i spojrzał na nas pytająco.
 - Co was tak rozbawiło? – spytał zniecierpliwiony.
 - Nic takiego – luknąłem na kujanka, któremu już minął napad głupawki.
 - Samolot lecący z Londynu właśnie wylądował na pasie numer 2 – rozległ się kobiecy głos z głośników. Od razu zerwaliśmy się całą czwórką z siedzeń i udaliśmy się w kierunku miejsca gdzie mieliśmy poznać chłopaków z innego zespołu. A raczej nie poznać, bo przecież Joe jest nieubłagalny, a po prostu przywitać, a potem pójść tam gdzie będzie nam kazał nasz kochany menager. Pewnie domyśliliście się że te ostatnie słowa to sarkazm. Stanęliśmy w tłumie osób czekających na swoich bliskich. Niektórzy trzymali w rękach tabliczki z takimi napisami jak:” Państwo Williams” albo ‘’Alberta Collins”( jakie dziwne imię).  W końcu ich dostrzegłem, pięć sylwetek idących w naszym kierunku taszcząc ze sobą walizki. Uśmiechnąłem się na ich widok, zastanawiając się czy naprawdę są tacy jak oczekiwałem. Oni też się uśmiechali, sprawiali wrażenie szczęśliwych. Wtedy wiedziałem, że ta trasa będzie wyjątkowa…


____________________________________________
HEJ! mimo że pod ostatnim rozdziałem było mało kom. to i tak postanowiłam dodać kolejny ;) jest mi bardzo smutno, że 15 osób zaznaczyło na ankiecie że czyta moje opowiadanie, a pod rozdziałami są po 2 kom. ;(   CZY MOGLIBYŚCIE TO ZMIENIĆ? bardzo proszę ! bo jak na razie nie wiem czy jest sens dalej dodawać rozdziały :\ a przecież akcja dopiero się rozwija! ;p

czy moge prosić o 3kom? bardzo mi na tym zależy! ;)
P.S kolejny rozdział mam już gotowy, ale poczekam aż będą jakieś komentarze ;)

poniedziałek, 9 lipca 2012

uwaga!

w tym miesiącu jeden z moich blogów bierze  udział w konkursie na blog miesiąca! więc mam taką prośbę: czy mogłybyście oddać swój głos na numer 10? bardzo was o to proszę! głos można oddać na tej stronie:

http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/ 

BARDZO BARDZO PROSZĘ O GŁOSY NA MNIE!!! ;)

czwartek, 28 czerwca 2012

Rozdział 3: Kiedyś byłbym szczęśliwy, teraz czuję że nie powinno mnie tu być.



(w linijce wyżej zalinkowana piosenka)

 - Zayn pośpiesz się! – krzyknął lekko wkurzony Liam wynosząc swój bagaż  na podwórko. No tak czas wyjazdu w jak dla mnie ostatnią trasę koncertową. Zrezygnowany usiadłem na swojej walizce, która stała przy czarnym vanie. Nie mogłem w to uwierzyć. To miała być ostatnia trasa w moim życiu, boże ale mi będzie tego brakować. Niedługo nadejdzie koniec mojej wielkiej kariery piosenkarza. A wtedy powiem chłopakom: to koniec, wy róbcie co chcecie, ale ja rezygnuję. Albo może lepiej będzie jak   powiem coś innego, jeszcze nad tym pomyślę.
 - Będzie dobrze – Lou położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się pocieszająco, był to wymuszony uśmiech, ale ważne że był. Niedługo będzie mi go bardzo brakować – Trzeba myśleć pozytywnie – dodał siadając na swoim bagażu. I to mówi facet, który niedawno się pociął.
 - O czym gadacie? – z okna samochodu wyłoniła się radosna twarz Harrego, przynajmniej on był zadowolony z tego wyjazdu.
 - A tak sobie plotkujemy – Louis tak samo jak ja nie chciał psuć mu dobrego humoru.
 - Zayn kurwa! Bo się spóźnimy na samolot! – z willi wyszedł tatuś, a za nim mulat taszczył swoje dwie, nie zaraz trzy walizki ubrań. Ja i reszta ekipy ograniczyliśmy się do jednego bagażu, a on? Masz Zayn zawsze brał wszystkiego na zapas i właśnie takiego go zapamiętam. Czyli kogoś kto zawsze musi być dobrze ubrany, uczesany i przygotowany na wszystko. Tatuś wrzucił swoje rzeczy do bagażnika, zlustrował mnie i pasiastego karcącym wzrokiem – No na co czekacie?! Walizki same do kufra nie wejdą – od razu zerwaliśmy się na równe nogi, zapakowaliśmy swoje bagaże , a potem pomogliśmy z tobołkami mulata. Kiedy wkładałem jego walizkę, coś strzyknęło mi w plecach, no po prostu cudownie. Rozmasowując obolałe plecy wsiadłem do samochodu, jakby jeszcze tego było mało to Li nakrzyczał na mnie, że w brudnych buciorach wlazłem do jego kochanego samochodu.  Na szczęście przeszło mu i w końcu mogliśmy ruszyć.
     Jak zwykle na lotnisku musieliśmy wszystko robić strasznie szybko, żeby samolot nam nie uciekł. Mieliśmy mały problem przy ważeniu walizek, Zayn przekroczył limit o 15 kg.
 - Będzie musiał pan wyrzucić połowę rzeczy – oświadczyła pracownica lotniska wskazując na kontener.
 - Nie! Nigdy w życiu! – Zayn spojrzał przerażony na swój kochany dobytek, a potem na śmietniki.
 - Zayn wywal coś szybko, bo się spóźnimy! – ponaglał go Li przytupując nogą.
 - Proszę wywal coś, bo jak nie to będziemy w dupie! – niezbyt chciałem czekać parę godzin na następny samolot.
 - Wielkiej dupie! – Loczek dodał swoje trzy grosze, a my popatrzyliśmy na niego jak na debila – No co? – zauważył jak się na niego gapimy.
 - Boże widzisz i nie grzmisz – westchnął Zayn rozgoryczony.
 - To co pan wyrzuca? – ta facetka była strasznie cierpliwa, ja na jej miejscu dostałbym białej gorączki.
 - Pierdolony limit – mruknął pod nosem mulat – Co za jełop wymyślił tan cholerny limit?! – pdszedł do jednej ze swoich waliz i westchnął.
 - Chwileczkę! A może przepakujemy trochę rzeczy do naszych walizek? W końcu nam zostało jakieś miejsce – wpadł na genialny pomysł Lou.
 - Jesteś genialny! Tommo ja cię ubóstwiam! – zayn rzucił mu się na szyję zadowolony, ta bliskość bardzo spodobała się pasiastemu, gdyż odwzajemnił uścisk, chyba nawet za długo go przytulał. Pociągnąłem go lekko do tyłu, bo przecież nie chciałby żeby ktoś zaczął się czegoś domyślać. W końcu chłopak cofnął się posłusznie i spojrzał na mnie pytająco, a ja puściłem mu oczko i się zaśmiałem. To nie był sztuczny śmiech, zdecydowanie nie. Przez chwilę poczułem się tak jak kiedyś i to było piękne. Liam i Harry dziwnie patrzyli na pasiastego, który przekładał część rzeczy mulata do ich walizek ciągle szczerząc się i co raz zerkając na nic nie podejrzewającego Zayna wpychającego swoje jeansy do MOJEJ walizki. Jednak była już za bardzo wypchana ubraniami, więc wyjął z niej MÓJ kochany wełniany sweter z podobizną pingwinka i rzucił go gdzieś na bok.
 - Ej – posłałem mu oburzone spojrzenie.
 - I tak był okropny – zauważył Zayn i z triumfem wsadził swoje spodnie do MOJEJ walizki – Gotowe – wstał z ziemi otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu.
 - Teraz jest wszystko w porządku – oświadczyła ku zadowoleniu mulata pracownica lotniska.
 - Super – mruknąłem pod nosem, wziąłem swój sweter z podłogi i włożyłem do torby podręcznej. Poczłapałem za chłopakami do samolotu, samolotu lecącego do Rzymu, czyli pierwszego punktu naszej jakże cudownej, wspaniałej i zajebistej trasy koncertowej. Mam nadzieję, że wyczuwacie ten sarkazm. 

______________________________________________________

dacie radę z 3 kom.? 
i jak wam się podoba początek tego opowiadania? proszę o szczere opinie ;) obiecuję, że będzie się strasznie dużo działo, bo dopiero się rozkręcam ;p jak myślicie co stanie się dalej? odpowiadajcie w komentarzach, czym więcej odp. tam szybciej pojawi się nowy rozdział xx