Hej!
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale miałam urwanie głowy!
Więc jeśli chcenie wiedzieć o następnych rozdziałach albo poczytać moje One Shoty to zapraszam na mojego głównego bloga, na którym jest spis wszystkiego co piszę oraz linki i TYLKO I WYŁĄCZNIE TAM BĘDZIECIE MOGŁY DOWIEDZIEĆ SIĘ O NOWYCH ROZDZIAŁACH.
więc oto mój główny blog: KLIK
NOWE ROZDZIAŁY OCZYWIŚCIE NADAL BĘDĘ PUBLIKOWAŁA NA TYM BLOGU!
jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to nie napisze w kom. a postaram się to dokładniej wyjaśnić
Love u all.
Laura Nowak
Ktoś zamknął przed nami wrota do niebios: Dwa zespoły: Jeden wykończony sławą,która zabrała im wszystko co kochali. ciągle są mieszani z błotem, mają dosyć swojego życia. żałują, że zaczęli spełniać marzenia. Drugi skazany na ciężką robotę za marne pieniądze. Pragnął w końcu zdobyć prawdziwą przyjaźń, lecz ciągłe kłótnie im w tym nie pomagają, a wszystko za sprawą ich menagera.
niedziela, 30 grudnia 2012
niedziela, 2 września 2012
Rozdział 7: Czyżbym w końcu został doceniony?! Miła niespodzianka.
*sercem Nialla*
- Dobra chłopcy za dwa dni koncert – Paul
zatarł ręce podekscytowany.
- Już nie mogę się doczekać – w oku Joe’go
zauważyłem dziwny błysk. Szczerze mówiąc nie lubiłemo go, nie dlatego, że miał
inny kolor skóry! O co to to nie! Ja jestem człowiekiem tolerancyjnym, no w
końcu zaakceptowałem odmienność Louisa. W sumie to sam nie wiem dlaczego, ale
jakoś nie mogę się do niego przekonać. On w ogóle nie liczy się ze zdaniem
innych i mam dziwne wrażenie że podlizuje się naszemu menagerowi. Ale może
tylko mi się daje?
Sięgnąłem po kolejną kajzerkę, posmarowałem
ją masłem i rozejrzałem się po stole. Wybrać ser, twarożek czy może
wędlinkę?! W końcu sięgnąłem po ser i
szynkę, aż mi ślinka ciekła na widok mojej kanapeczki i całego stolika
zastawionego innymi smakołykami. Słuchając rozmowy chłopców i menagerów w
spokoju przeżuwałem swoje śniadanie. To
chyba będzie moje ulubione miejsce w tym hotelu, a chodzi mi oczywiście o
jadalnię na parterze.
- Nialler to już piątka kanapka – zwrócił mi
uwagę Liam, kiedy sięgałem po kolejną bułkę. Uśmiechnąłem się do niego
słodziutko, a potem posmarowałem kajzerkę twarożkiem i wepchałem do ust. Daddy
pokręcił głową zrezygnowany.
- Chyba dopiero piąta- zauważyłem, reszta
gromady wybuchła śmiechem, nawet James,
Logan, Kendall i Carlos nie ukrywali rozbawienia. Ta czwórka była trochę
dziwna, przez całe śniadanie nie odezwali się ani słowem do żadnego z nas, po
prostu siedzieli cicho i słuchali swojego menagera. Raz zauważyłem jak Lou szczerzył się do ….no
tego jak mu tam…..Carlosa! a ten jakby
przestraszony odwrócił wzrok, co zasmuciło trochę pasiastego, ciekawe dlaczego
się tak zachowywali.
- To może omówimy repertuar na koncert? – Joe
dalej ciągnął temat naszego występu.
- Ummm… możemy – zgodził się Paul – Chłopcy co
chcecie zaśpiewać? – zwrócił się do nas choć znał odpowiedź.
- Dajemy ci wolną rękę – powiedzieliśmy
chórkiem, a on się zaśmiał. Ufaliśmy mu i wiedzieliśmy, że wybierze coś
fajnego.
- Więc może One Thing, WMYB, Gotta be you,
More than this, I want i I wish? – cała nasza piątka pokiwała głowami
usatysfakcjonowana.
- A moi
chłopcy hmm… Nothing even metters, Boyfriend, Famous, City is ours i Oh
yeah. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie –
Joe zachowywał się troche chamsko, bo nie spytał nawet swojego zespołu co oni
uważają na ten temat. A po ich minach można było wywnioskować, że nie są
zachwyceni z tych piosenek.
- A Moments? – dopiero teraz dotarło do mnie,
że Paul nie wymienił tytułu mojej ulubionej piosenki. Popatrzyłem na niego
trochę zasmucony, lecz ten tylko się jakoś dziwnie uśmiechnął.
- Razem z Joe’ em – tu nasz menager popatrzył
na greka - postanowiliśmy, że Moments
zostanie zaśpiewane jako duet – wszyscy popatrzyliśmy po sobie zdziwieni, nawet
chłopcy z drugiego zespołu nic nie wiedzieli na ten temat.
- Czyli? – odłożyłem resztę kanapki na talerz
i czekałem na dalsze wyjaśnienia.
- Czyli zaśpiewają piosenkę dwie osoby – Louis
popatrzył na mnie jak na idiotę.
- Wiem co to duet – powiedziałem lekko
podirytowany, nie mogłem doczekać się calszych wyjaśnień Paula.
- Moments zostanie zaśpiewanie przez Nialla i
Carlosa - w końcu Joe przejął pałeczkę –
Musicie się postarać bo koncert za dwa dni – ja spiewam w duecie ja?! Zawsze to
chłopcy dostawali takie propozycja, a ja nigdy, zawsze stałem w ich cieniu. Szczerze
mówiąc nigdy nawet o tym nie marzyłem. To jak wygrać los na loterii.
- Ja?! –nie potrafiłem uwierzyć we własne
szczęście.
- Tak ty – Zayn poklepał mnie po plecach.
- Ale.. – zaniemówiłem. Spojrzałem na Carlosa,
który uśmiechał się szeroko, też najwyraźniej był mile zaskoczony. Posłałem mu
przyjazny uśmiech, jednak chłopak speszony najpierw spojrzał na Joe’go a potem
przeniósł wzrok na swoje dłonie. O co tu
chodzi?! Lou widząc całą tą scenkę
ściągnął wargi w wąską linię i posłał mi pytające spojrzenie, wzruszyłem
ramionami. On też tak samo jak ja nic nie rozumiał.
*godzinę później*
- Jest Niall? – usłyszałem głos pasiastego,
prawdo podobnie właśnie przekraczał próg mojego pokoju, który dzieliłem z
Zaynem. Nie był to raczej luksusowy
apartament, lecz zwyczajny pokój z dwoma łóżkami, szafą, komodą, sofą i telewizorem.
ścinany miały kolor brązowy a różne dodatki typu: wazony, poduszki, pościel była koloru beżowego. Była też łazienka i
balkon z pięknym widokiem na Koloseum i Forum Romanum, po prostu zakochałem się
w tym krajobrazie. Dzisiaj rano siedziałem na balkonie dobre dwie godziny i
jedząc ciasteczka oglądałem stare budowle, jakby nie przyszedł Zayn i nie
zaczął palić to pewnie dalej bym tam siedział.
Gdyż od zawsze uwielbiałem zabytki, można powiedzieć że oglądanie ich
zawsze mnie odprężało i wyciszało.
- Jest – usłyszałem głos mulata, a potem kroki
Lou, po chwili klapną obok mnie na sofie pod oknem.
- Ja idę na miasto – rzucił Zayn i wyszedł z
pokoju chwytając w biegu bejsbolówkę. Pewnie poszedł na zakupy, a dokładniej do
drogerii, bo wczoraj wieczorem i przez sen zresztą też narzekał że mu się żel
skończył.
- Louis- pasiasty jak zaczarowany patrzył na
drzwi którymi przed chwilą wyszedł mulat – Nie możesz mu powiedzieć prawdy? – w
końcu się otrząsnął.
- Nie. Niall ja się tego boję – pokręcił głową
zrezygnowany – Nie wiem czy on jest tak tolerancyjny jak ty – westchnął smutny.
- Ej nie smuć się – uśmiechnąłem się
pocieszająco – Może ja z nim porozmawiam? –posłał mi pytające spojrzenie – No
wiesz, zbadałbym grunt – wytłumaczyłem.
- Sam nie wiem – zaczął bacznie przyglądać się
swoim czerwonym conversom przygryzając dolną wargę.
- Tomo spójrz na mnie – poprosiłem, lecz
przyjaciel dalej wpatrywał się w swoje buty – Louis proszę – spróbowałem
jeszcze raz.
- No dobra – zrobił to o co go prosiłem. W
jego oczach były łzy, zrobiło mi się go strasznie szkoda, więc przytuliłem go
do swojej piersi . Po chwili poczułem jego łzy na swojej klatce piersiowej.
- Nie
płacz- szepnąłem.
- Nawet nie wiesz jak mi jest ciężko –
pociągnął nosem – Codziennie muszę udawać, że wszystko jest dobrze, że czuję
się świetnie. Nawet przed wami, bo nie chcę was martwić. Ale to jest trudne,
muszę ukrywać swoje uczucia do Zayna, nie mam prywatności, codziennie wieczorem
zatajam przed wami fakt, że wypłakuję się w poduszkę, muszę słuchać tych
wyzwisk i jeszcze moja orientacja…
- Wiem, co czujesz i nie tylko ty masz powody
do płaczu – poklepałem go po plecach, chłopak spojrzał na mnie zaszklonymi
oczami.
- Ale… dlaczego płaczesz? – spytał cicho.
- Bo… jest mi ciężko – nie mogłem mu
powiedzieć, że to dlatego, że chcę od nich odejść i zapomnieć o tym, że chcę skończyć ten rozdział mojego
życia. Lecz było jeszcze na to za
wcześnie – Chciałbyś żeby Zayn znał prawdę? – postanowiłem jak najszybciej
zmienić temat. Chłopak nie wiedział jak odpowiedzieć na moje pytanie –
Chciałbyś być dla niego kimś więcej niż przyjacielem? – ciągnąłem dalej.
- No oczywiście, że chciałbym, ale to
niemożliwe – w jego oczach było tyle smutku…nie mogłem patrzeć na jego
cierpienie, to było straszne. Tak stać z boku i patrzeć jak pasiasty zerka na
mulata z tym cierpieniem w oczach i ze świadomością, że nigdy nie będą razem.
Muszę coś z tym zrobić, chcę żeby przynajmniej on był zadowolony.
- Lou skąd możesz to wiedzieć? Skoro go
kochasz to powiedz mu to! Nie udawaj, że wszystko jest okej tylko bądź z nim
szczery . Tak powinni zachowywać się przyjaciele, nie powinieneś mieć przed nim
tajemnic – z tej chwili uświadomiłem sobie, że ja też nie zachowuję się jak
przyjaciel w stosunku do chłopaków. Przecież też miałem przed nim sekret:
chciałem odejść od nich. Pokręciłem głową, żeby jakoś pozbyć się tych myśli.
Powiem im wtedy gdy uznam, że ja będę na to gotowy i przede wszystkim oni.
- Chyba masz rację, ale i tak boję się jego
reakcji, cholernie się boję. Niall ja jestem przerażony! – westchnąłem ciężko.
- Wiem. Ale pomyśl: jeżeli on czuje to samo? –
może to nie zbyt w porządku z mojej strony, że robiłem mu nadzieję, ale
chciałem go jakoś przekonać, udowodnić że może mam rację.
- A jeśli nie? Jeśli powiem mu, a on tego nie
zaakceptuje? To mogłoby zniszczyć nasz zespół! Moglibyśmy się rozpaść, albo
stracić jednego członka – i tak stracimy pomyślałem, ale na szczęście nie
powiedziałem tego na głos. Oczywiście miałem na myśli swoją osobę.
- I właśnie dlatego mógłbym z nim najpierw
porozmawiać, może bym się czegoś dowiedział – wiedziałem, że mogę mu pomóc.
- A jeśli zacznie
coś podejrzewać ? – Louis dalej nie był przekonany co do mojego pomysłu.
- To od razu się wycofam – zapewniłem –
Naprawdę nie masz nic do stracenia, możesz tylko zyskać.
- Chyba masz rację – ciągle się zastanawiał –
No dobra, ale obiecaj, że nie powiesz mu za dużo – popatrzył na mnie
wyczekująco.
- Obiecuję .
__________________________________________________
tak jak obiecałam dodaję nowy rozdział jeszcze w weekend ;) wiem że na razie jest nudno ale niedługo zacznie się dziać! jak myślicie co będzie dalej?
prosze o kom. to dla mnie wiele znaczy ;)
ps. jutro rozpoczęcie roku... też jesteście załamane? ;( to były piękne dwa miesiące...
wtorek, 28 sierpnia 2012
Rozdział 6: Parę słów i cały dzień diabli wzięli.
*sercem Nialla *
Zayn i Louis ciągle się śmiali nie wiadomo z
czego, no cóż przynajmniej oni mają dobry humor. Nie można niestety tego
powiedzieć o mnie, Liamie i Harrym, a dlaczego? Bo wysiadając z samolotu
spotkaliśmy pewną babkę, która widocznie niezbyt przepadała za naszym zespołem.
Stop! Ona nie przepadała za mną! Powiedziała, że nie powinienem w ogóle
zgłaszać się do tego programu i że moje miejsce w zespole powinien zająć ktoś
inny. Nawet się z nią nie sprzeczałem. Kazała mi wracać do Irlandii i siedzieć
tam na dupie i nic nie robić, bo do niczego się nie nadaję. Czy to mnie
zabolało? Nie domyślacie się jak bardzo. Poczułem się jak nic nie warty… śmieć…
tak to odpowiednie słowo. Jestem
śmieciem. A najgorsze jest to, że stałem tam i słuchałem kolejnych wyzwisk,
stałem bezczynnie i tylko powstrzymywałem łzy. Harry stanął w mojej obronie,
tyle że to nic nie pomogło. A dlaczego? Bo przez to że się wtrącił jemu też się
dostało. Widziałem, że bardzo przejął się jej słowami i to przeze mnie. To moja
wina i tylko moja. Gdyby mnie tu nie było, to babka nawet by do nich nie
podeszła. A tak to dostało się mi, Harremu i Liamowi, który chyba przyjął
wyzwiska lepiej niż my. Od zawsze byłem czuły no to co ludzie o mnie myślą. I
wiem, że zawsze taki będę. Dzisiejszym zachowaniem udowodniłem, że nie potrafię
walczyć o siebie i zachowuję się jak baba. Kiedy chłopcy witali się z tym
drugim zespołem, ja stałem z boku i zamartwiałem się słowami tej chamskiej
kobiety. Zauważyłem, że jeden z nich
bacznie mi się przygląda, nie chciałem, żeby skapnął się, że coś jest nie tak,
ale niestety oczy zaczęły mnie cholernie piec. W tym momencie zacząłem się
modlić o to aby nie rozpłakać się w miejscu publicznym. Przyjrzałem się temu
chłopakowi, na oko był w moim wieku, wzrost też miał podobny. Miał przyjazny
wyraz twarzy, był taki…. Naturalny, co od razu w nim polubiłem. Jeszcze z nim
nawet słowa nie zamieniłem, a wiedziałem że jest kimś kogo warto poznać. Tylko
dziwiło mnie dlaczego on nosił kask?! Po co mu on?! To trochę dziwne, no ale o
gustach się nie dyskutuje. Kiedy się do mnie uśmiechnął to po prostu aż
poczułem się trochę lepiej. O czym ja w ogóle myślę? Horan ogarnij się!
Człowieku! Nawet go nie nasz, a myślisz o nim jak o najlepszym przyjacielu…
- Nie martw się, każdy jest taki jaki jest i
już. A ta babka nie ma co do ciebie racji. Nie przejmuj się jej słowami tak
bardzo – rozejrzałem się do okoła zaskoczony. To Harry próbował mnie pocieszyć,
w sumie miło z jego strony. Uśmiechnąłem się lekko i zapewniłem, że już mi
trochę lepiej.
*w hotelu*
- To kto ma z kim pokój? – spytał po raz setny
Li trzymając w ręku dwa klucze do pokoju.
- Nie wiem, mi to obojętne – wzruszyłem
ramionami. Nie ważne z kim miałbym pokój, chciałem po prostu wziąć prysznic i
iść spać.
- To może weźmiemy pokój pięcioosobowy? –
Harry usiadł na dywanie, byliśmy wszyscy w ciasnym korytarzu prowadzącym do
naszych pokoi. Ciekawe gdzie teraz jest BTR? Pewnie są w studiu albo na próbie,
a my? Siedzieliśmy na zimnej posadzce i nie mogliśmy się dogadać.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma takich
pokoi?! – zapytał lekko zirytowany Liam.
- Larry będzie w jednym pokoju – oświadczył
Harry, a Lou uśmiechnął się szeroko.
- Ok. ale ja nie chcę mieszkać z Zaynem –
powiedział Daddy – Nie mam zamiaru wdychać dymu papierosowego – wyjaśnił
patrząc karcąco na mulata. Żadnemu z nas nie podobało się to, że chłopak
niszczy swoje zdrowie, no ale niestety on się w ogóle tym nie przejmował. Twierdził,
że dzięki petom może się odstresować i nie dałby bez nich rady normalnie funkcjonować.
Uzależnił się i to całkiem poważnie. Boję się o niego tak jak reszta chłopaków,
ale jak mówiłem on ma to w dupie. I dziennie może nawet wypalić dwie paczki. Nie
uważacie że to lekkie przegięcie?!
- A ja nie chcę z tymi głupkami – mulat wskazał głową
na śmiejących się z nie wiadomo czego Louisa i Harrego – bo kiedy oni są razem
to nie ma szans na ciszę i spokój – rozumiałem go całkowicie, bo też lubiłem mieć
święty spokój, a tamci dwaj byli zupełną odwrotnością tego pojęcia.
- My potrafimy być cicho! – zaprzeczył Lou.
- Ta.. jasne – zakpił Zayn.
- No tak! – obruszył się pasiasty – Prawda Hazz?
– Tomo szturchnął go ramieniem.
- Louis bądźmy szczerzy – Loczek poklepał go
po plecach – Kiedy jesteśmy razem to nam odbija – wszyscy zaczęliśmy się śmiać
oprócz pasiastego.
- To się nazywa niestwierdzone ADHD – zauważył
mulat.
- Z wracając do poprzedniego tematu: ja nie
chcę dzielić pokoju z Horanem – gdybym nie był zmęczony to podszedłbym i go
walnął w ten łeb, bo dobrze wiedział że nie lubię jak mówi się do mnie po
nazwisku. No przecież mam imię! - bo
boję się, że on mi zje wszystkie żelki – kontynuował. No teraz to na serio
miałem chęć mu przyłożyć, przecież nie jestem aż tak łakomy żeby zjadać mu
słodycze…. No dobra jestem….
- Boże…. Kompletnie się pogubiłem – Li złapał
się za głowę załamany.
- Chłopaki ogarnijcie się! – wszyscy spojrzeli
na mnie zdziwieni. Pewnie dopiero teraz zauważyli że w ogóle tu jestem gdyż nie
brałem jak dotąd udziału w ich drobnej sprzeczce. – To chyba oczywiste, że ja i
Zayn będziemy w jednym pokoju, a Liam i Larry w drugim – i to był ten moment w którym
poczułem się jak geniusz. Wiecie co? Byłem z siebie dumny. No normalnie like a
boss…. Dobra już się ogarniam…
- Nialluś ty jednak masz coś w tej głowie? –
Lou zaczął się ze mnie nabijać. No zaraz mnie cholerna jasna trafi… ja nie
jestem jakiś Nialluś ani Horan i tak dalej! Kurde tylko mama może do mnie mówić
Nialluś, ale nikt poza nią!
- Czasami mam prześwity – podszedłem do Liama
i zabrałem mu jeden z kluczy – A teraz przepraszam, ale idę wziąć prysznic, a
wy jeśli chcecie to nadal tu siedźcie – zostawiłem tamtą czwórkę w ciasnym
korytarzyku. Z ulgą wymalowaną na twarzy przekroczyłem próg pokoju i
westchnąłem rozglądając się dookoła. To był ciężki dzień, jutro pewnie będzie
jeszcze gorzej… no to co będzie jak trasa się rozkręci?! Ja chcę do domciu…
_________________________________________________________
przepraszam przepraszam i jeszcze raz przepraszam! wiem że miałam dodać ten rozdział dawno temu, ale jestem zawalona innymi sprawami typu książki do szkoły, zorganizowanie sobie zająć dodatkowych i jeszcze ten cholerny remont jgjhbkjhk ani chwili ciszy nie ma ... tylko wiercenie i tak dalej..... mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie cierpliwe. następny rozdział dodam albo na początku przyszłego tygodnia albo w następny weekend, gdyż muszę go tylko przepisać na komputer ;) jeszcze raz przepraszam !
proszę o jak największą ilośc komentarzy gdyż to one mnie motywują do dalszego pisania! ;)
- Love u.
czwartek, 26 lipca 2012
Rozdział 5:Kto, gdzie, co i jak. I niby dlaczego nie mogę zachowywać się normalnie?!
- Witam szanowne One Direction – Joe
uśmiechnął się sztucznie do piątki chłopców, którzy właśnie do nas podeszli.
- Dzień dobry – chłopak w czerwonych rurkach
uprzejmie odwzajemnił uśmiech – Cześć – zwrócił się do nas – Jestem Louis, ale
możecie mi mówić Tomo albo Boo-Bear, czy jak tam chcecie – zauważyłem jedno:
sprawiał wrażenie wiecznie uśmiechniętego i szalonego nastolatka – To jest
Harry, na którego wołamy Loczek albo Hazza – wskazał na zamyślonego chłopaka z
burzą loków na głowie. Ciekawe o czym on
tak rozmyślał. – To Liam, Li czy też
daddy – pokazał na chłopaka w koszuli w kratę, on też myślami był gdzieś hen
daleko stąd – Ten po mojej prawej to Zayn, nasz kochany DJ Malik czy też Zaynuś
lub terrorysta – zaśmiał się i dał kuksańca mulatowi, który posłał mu śmieszne
spojrzenie – A ten karzełek to Niall, Nialler, farbowany blondynek, Horanek
hmm… a no tak i pączuś – blondyn zburaczył się słysząc ostatnie przezwisko.
- Miło poznać – Kendall uśmiechnął się do nich
– Ja jestem Kendall.
- Ja mam na imię Logan, mówią, że jestem
kujonem ale to nie prawda – schował za plecami swoje czasopismo.
- Taaa, nie ładnie tak kłamać – James trzepnął
do po głowie – a tak w ogóle to jestem James.
- A ja Carlos – powiedziałem nieśmiało.
- Oj kaskaderku co ty taki cichutki – zaśmiał
się Kendall. Boże jak ja nienawidzę jak tak do mnie mówi, wtedy mam ochotę mu
przywalić. To, że noszę na głowie ciągle kask, nie oznacza że jestem jakimś
wariatem.
- Cicho siedź – powiedziałem przez zęby, a
Louis nie wiadomo dlaczego zaczął się
śmiać.
Popatrzyłem jeszcze raz na każdego z
chłopaków, byli jacyś dziwni, dlaczego dopiero teraz to dostrzegłem? Niby tacy
zadowoleni z życia, ale jakoś patrząc na
nich dłużej nie mogłem uwierzyć w to ich szczęście. Oni chyba coś ukrywali, ale co? Spojrzałem na
jednego z nich, blondyna Nialla. On różnił się od innych najbardziej. Wpatrywał
się uparcie w posadzkę holu lotniska zamyślony, nie zwracał uwagi na innych.
Chyba poczuł na sobie moje spojrzenie, gdyż podniósł głowę i wtedy właśnie to
zauważyłem. Jego oczy były zaczerwienione jakby miał się rozpłakać, to był
straszny widok, uwierzcie mi na słowo. dominował w nich ogromny ból, smutek i
strach, tak byłem tego pewnien. Zrobiło mi się go bardzo szkoda, chciałem
podejść, spytać się dlaczego jest taki smutny, pocieszyć. Chciałem, ale nie
mogłem. Dlaczego? Bo obiecałem Loganowi, że będę przestrzegał zasad tego
cholernego Joe’go. Więc stałem z boku i obserwowałem to co działo się na około.
Czułem się jak palant, stałem tam i się
gapiłem, no cóż nic ciekawszego miałem do roboty? Nic. Zauważyłem, że dołączył do nas menager One
Direction Paul, potężny mężczyzna o strasznie bladej karnacji. Dyskutował o
czymś żywo z tego co pamiętam Liamem i naszym menagerem. Chłopcy z drugiego
zespołu Zayn i Louis z czegoś się śmiali, a Harry im się przyglądał. Niall
dalej stał na boku i w ogóle nie brał udziału w rozmowie. W pewnym momencie
podszedł do niego Hazza i coś szepnął mu na ucho, ciekawe co, jaki ja jestem
ciekawski. Blondynek uśmiechnął się do kumpla, lecz po chwili gdy Loczek
odszedł on znów spochmurniał. Trochę dziwne. A co robili kumple? James, Kendall i Logan rozmawiali o
tym jakby już chcieli iść odpocząć po tej męczącej podróży. Niby człowiek
siedzi w tym samolocie i nic nie robi, ale jak przychodzi co do czego to i tak
pada z nóg. A ja… ja tam stałem jak jakaś ciota.
- No to do hotelu, a potem na próbę – Joe
zatarł zadowolony ręce. Czy on do reszty postradał zmysły? Halo! Ja padam z
nóg!
- O nie. Moi chłopcy dzisiaj odpoczywają –
Paul uśmiechnął się do tamtej piątki. Widać gołym okiem, że troszczy się o nich
i jest dla nich jak ojciec. Pewnie zawsze mogą na niego liczyć, nie to co my na
naszego pierdolniętego menagera. Dobra przepraszam! Już nie będę przeklinał,
przecież to sobie ostatnio obiecałem. Więc zastosujmy coś takiego:
pierdolnięty, pojebany, wkurwiający = kochany. Okey? Boże Carlos gadasz sam do
siebie! Opanuj się! Potrząsnąłem głową, żeby odgonić wszystkie te dziwne
pomysły.
- Moi jeszcze trochę popracują – on nas w
końcu wykończy, posłałem mu nienawistne spojrzenie, na co ten murzyn tylko się
wyszczerzył – To idziemy – dodał i ruszył w kierunku wyjścia z lotniska.
Posłusznie wszyscy poszliśmy za nim , jak cztery kundle na smyczy. Nie stop!
Chyba nie powinienem porównywać nas do psów, prawda? Matko ja świruje. Dobra
wracam do rzeczywistości: na zewnątrz stały dwa duże autobusy, na jednym były
podobizny chłopaków z One Direction, a na drugim nasze.
- To nie będziemy mieć wspólnego tour busu? –
spytał zdziwiony Louis, chyba skierował to pytanie do mnie gdyż stałem tuż obok
niego. Już miałem odpowiedzieć, ale przypomniałem sobie co obiecałem Loganowi.
Spojrzałem na pasiastego, który czekał aż coś powiem, a potem zerknąłem na
Joe’go , który stał przy wejściu do naszego autobusu. Patrzył na mnie i kręcił
głową z niezadowoleniem. Od razu w mojej głowie zabrzmiały jego słowa: jeśli zobaczę, że któryś z was w jakiś
sposób kontaktuje się z którymś z członków One Direction to automatycznie
wylatuje z zespołu! Przestraszyłem się, a jeśli na serio mnie wywali?!
Speszony odszedłem jak najdalej Louisa rzucając krótkie:
- Przepraszam – i weszłem szybko do tour busu,
kątem oka widziałem zdziwioną moim
zachowaniem minę pasiastego. Pewnie
teraz uważa mnie za idiotę.
- Dobry chłopiec – Joe poklepał mnie po
plecach z triumfalnym uśmieszkiem. Nienawidziłem go z całego serca,
nienawidziłem też siebie za to jak potraktowałem tego chłopaka.
wtorek, 10 lipca 2012
Rozdział 4: I po co mu to do cholery obiecałem?!
- Pamiętacie co wam mówiłem? – menager spojrzał na nas wyczekująco.
- Tak pamiętamy – odpowiedział za nasz
wszystkich Kendall spoglądając co chwilę na jakąś atrakcyjną blondynkę, która
stała po drugiej stronie poczekalni na przyloty.
- To świetnie – ten straszny człowiek
uśmiechnął się zadowolony. Czy on na serio musi być tak odrażający? W sumie to
się nie dziwię, że nie ma żony, bo która by go zechciała?! Żadna. Skrzywiłem
się na samą myśl, że ten czarnuch mógłby być dla kogoś kimś więcej . fuj!
- Tak właściwie to po co tu siedzimy? – spytał
James znudzony siedzeniem przez całą godzinę na plastikowym krzesełku w holu
lotniska.
- Czekamy na przylot chłopców z One Direction
– udzieliłem mu odpowiedzi bo nikt inny nie raczył tego zrobić – Przecież,
wiesz że wylecieli z Londynu dużo później niż my z Los Angeles – to było oczywiste.
Nie mogłem doczekać się ich przybycia, od kiedy zrobiło się o nich głośno,
chciałem ich poznać. W mediach ciągle powtarzają, że są piątką najlepszych
przyjaciół których nie zniszczyła sława tak jak większość. Słyszałem też, że są
strasznie zabawni, mili i zachowują się jak zwykli nastolatkowie. Co jest
rzadkością w show biznesie, siedzę w tym od dziecka i wiem jak to wygląda. Pewnie zastanawiacie się co robiłem takiego
jak byłem dzieckiem? No tak na pewno nic wtedy nie słyszeliście o małym Carlosie…
hmm… jak to wyjaśnić… można powiedzieć, że to przez rodziców: matka aktorka,
która uwielbiała zabierać mnie na plan i ojciec biznesmen, który zabierał mnie
do swojego biura, jak ja się wtedy nudziłem. Nie lubiłem z nimi jeździć do ich
pracy, ale to był jedyny sposób, żeby spędzić z nimi trochę czasu. Można
powiedzieć, że zmarnowałem swoje dzieciństwo, najpiękniejszy okres w życiu
człowieka, na siedzeniu w biurze i planie filmowym. Rodzice próbowali mi to
wynagrodzić drogimi prezentami, ale ja tego nie chciałem, wtedy tak jak dzisiaj
potrzebuję tylko i wyłącznie ich miłości i niczego więcej. Niestety nie
poświęcali mi uwagi, miłości też nie okazywali. Rodziców zastępowały mi nianie,
taa, ich sztuczne uśmiechy pamiętam do dziś, nienawidziłem ich. Dobra koniec
gadania o mnie, wróćmy do rzeczywistości. Więc na czym to ja.. a no już wiem.
Powiem wam jedno: bardzo chciałbym znaleźć w którymś z nich prawdziwego
przyjaciela, którego nigdy nie miałem i wiem, że pewnie domyślacie się
dlaczego. Tak to właśnie przez to o czym myślicie.
- Nawet o tym nie myśl – Logan spojrzał na
mnie znad jakiegoś czasopisma naukowego, nasz kujonek. Rozejrzałem się dookoła
ufff, na szczęście menager gdzieś sobie poszedł.
- Nie wiem o czym mówisz – próbowałem go
okłamać.
- Dobrze wiesz co mam na myśli – odłożył
gazetę i spojrzał na mnie współczująco – Też chciałbym ich poznać, też
chciałbym żeby ta trasa była wyjątkowa, też chciałbym się świetnie bawić. Ale..
– nie dokończył.
- Nie będziemy mieli na to czasu. Wiem Log –
nie wiem dlaczego, ale zawsze zdrabniałem tak jego imię – ale to
niesprawiedliwe – dokończyłem.
- Masz rację. No cóż Joe był jedynym
menagerem, który chciał nas promować. Podpisaliśmy kontrakt i teraz musimy dla
niego pracować i robić to co nam każe. Nawet jeśli większość kasy za koncerty
którą powinniśmy dostawać my, on nam zabiera. Nie możemy nic na to poradzić.
Jest jeden plus – uśmiechnął się – możemy spełniać marzenia o wielkiej karierze
boys bandu. Może i on jest kretynem, ale zobacz jak daleko dzięki niemu zaszliśmy.
Wydaliśmy płytę, nakręciliśmy kilka teledysków, gramy koncerty, może nie takie
duże, ale jednak, no i przecież niedługo będziemy przygotowywać piosenki na
drugą płytę. Powinniśmy być mu wdzięczni, nawet jeśli nami pomiata.
- Ale dlaczego nie pozwala nam zbliżyć się do
chłopaków z One Direction? Czemu zakazał nam jakichkolwiek kontaktów z nimi? –
chyba zadałem pytanie retoryczne, znałem na nie odpowiedź.
- Bo twierdzi, że nie wolno bratać się z
konkurencją. Mówi, że to zepsuje naszą karierę. Ale prawda jest inna… po prostu
Joe jest świnią, która lubi uprzykrzać innym życie – Logan westchnął.
- Taaa… - chyba niestety miał rację, menager
uwielbia patrzeć na smutek innych ludzi.
- Carlos? – mój kumpel popatrzył na mnie
błagalnym wzrokiem.
- Tak? – ciekawe czemu tak się na mnie
patrzył.
- Proszę obiecaj mi, że nie złamiesz zakazu
Joe’go . nie chcę, żeby ta świnia pod byłe pretekstem wyrzuciła cię z zespołu –
miał poważny ton głosu.
- Log ja… - zastanawiałem się czy mogę mu to
obiecać.
- Proszę obiecaj – nie dawał za wygraną, no
cóż martwił się o mnie.
- No dobrze – te słowa wywołały na jego twarzy
ogromny wyszczerz, co sprawiło u mnie wybuch śmiechu. James zaciekawiony z
czego się chichramy wyjął słuchawki z uszu i spojrzał na nas pytająco.
- Co was tak rozbawiło? – spytał
zniecierpliwiony.
- Nic takiego – luknąłem na kujanka, któremu
już minął napad głupawki.
- Samolot lecący z
Londynu właśnie wylądował na pasie numer 2 – rozległ się kobiecy głos z
głośników. Od razu zerwaliśmy się całą czwórką z siedzeń i udaliśmy się w
kierunku miejsca gdzie mieliśmy poznać chłopaków z innego zespołu. A raczej nie
poznać, bo przecież Joe jest nieubłagalny, a po prostu przywitać, a potem pójść
tam gdzie będzie nam kazał nasz kochany menager. Pewnie domyśliliście się że te
ostatnie słowa to sarkazm. Stanęliśmy w tłumie osób czekających na swoich
bliskich. Niektórzy trzymali w rękach tabliczki z takimi napisami jak:” Państwo
Williams” albo ‘’Alberta Collins”( jakie dziwne imię). W końcu ich dostrzegłem, pięć sylwetek
idących w naszym kierunku taszcząc ze sobą walizki. Uśmiechnąłem się na ich
widok, zastanawiając się czy naprawdę są tacy jak oczekiwałem. Oni też się
uśmiechali, sprawiali wrażenie szczęśliwych. Wtedy wiedziałem, że ta trasa
będzie wyjątkowa…
____________________________________________
HEJ! mimo że pod ostatnim rozdziałem było mało kom. to i tak postanowiłam dodać kolejny ;) jest mi bardzo smutno, że 15 osób zaznaczyło na ankiecie że czyta moje opowiadanie, a pod rozdziałami są po 2 kom. ;( CZY MOGLIBYŚCIE TO ZMIENIĆ? bardzo proszę ! bo jak na razie nie wiem czy jest sens dalej dodawać rozdziały :\ a przecież akcja dopiero się rozwija! ;p
czy moge prosić o 3kom? bardzo mi na tym zależy! ;)
P.S kolejny rozdział mam już gotowy, ale poczekam aż będą jakieś komentarze ;)
poniedziałek, 9 lipca 2012
uwaga!
w tym miesiącu jeden z moich blogów bierze udział w konkursie na blog miesiąca! więc mam taką prośbę: czy mogłybyście oddać swój głos na numer 10? bardzo was o to proszę! głos można oddać na tej stronie:
http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/
BARDZO BARDZO PROSZĘ O GŁOSY NA MNIE!!! ;)
http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/
BARDZO BARDZO PROSZĘ O GŁOSY NA MNIE!!! ;)
czwartek, 28 czerwca 2012
Rozdział 3: Kiedyś byłbym szczęśliwy, teraz czuję że nie powinno mnie tu być.
(w linijce wyżej zalinkowana piosenka)
- Zayn pośpiesz się! – krzyknął lekko wkurzony
Liam wynosząc swój bagaż na podwórko. No
tak czas wyjazdu w jak dla mnie ostatnią trasę koncertową. Zrezygnowany
usiadłem na swojej walizce, która stała przy czarnym vanie. Nie mogłem w to
uwierzyć. To miała być ostatnia trasa w moim życiu, boże ale mi będzie tego
brakować. Niedługo nadejdzie koniec mojej wielkiej kariery piosenkarza. A wtedy
powiem chłopakom: to koniec, wy róbcie co chcecie, ale ja rezygnuję. Albo może
lepiej będzie jak powiem coś innego,
jeszcze nad tym pomyślę.
- Będzie dobrze – Lou położył dłoń na moim
ramieniu i uśmiechnął się pocieszająco, był to wymuszony uśmiech, ale ważne że
był. Niedługo będzie mi go bardzo brakować – Trzeba myśleć pozytywnie – dodał
siadając na swoim bagażu. I to mówi facet, który niedawno się pociął.
- O czym gadacie? – z okna samochodu wyłoniła
się radosna twarz Harrego, przynajmniej on był zadowolony z tego wyjazdu.
- A tak sobie plotkujemy – Louis tak samo jak
ja nie chciał psuć mu dobrego humoru.
- Zayn kurwa! Bo się spóźnimy na samolot! – z
willi wyszedł tatuś, a za nim mulat taszczył swoje dwie, nie zaraz trzy walizki
ubrań. Ja i reszta ekipy ograniczyliśmy się do jednego bagażu, a on? Masz Zayn
zawsze brał wszystkiego na zapas i właśnie takiego go zapamiętam. Czyli kogoś
kto zawsze musi być dobrze ubrany, uczesany i przygotowany na wszystko. Tatuś
wrzucił swoje rzeczy do bagażnika, zlustrował mnie i pasiastego karcącym
wzrokiem – No na co czekacie?! Walizki same do kufra nie wejdą – od razu
zerwaliśmy się na równe nogi, zapakowaliśmy swoje bagaże , a potem pomogliśmy z
tobołkami mulata. Kiedy wkładałem jego walizkę, coś strzyknęło mi w plecach, no
po prostu cudownie. Rozmasowując obolałe plecy wsiadłem do samochodu, jakby
jeszcze tego było mało to Li nakrzyczał na mnie, że w brudnych buciorach
wlazłem do jego kochanego samochodu. Na
szczęście przeszło mu i w końcu mogliśmy ruszyć.
Jak zwykle na lotnisku musieliśmy wszystko
robić strasznie szybko, żeby samolot nam nie uciekł. Mieliśmy mały problem przy
ważeniu walizek, Zayn przekroczył limit o 15 kg.
- Będzie musiał pan wyrzucić połowę rzeczy –
oświadczyła pracownica lotniska wskazując na kontener.
- Nie! Nigdy w życiu! – Zayn spojrzał przerażony
na swój kochany dobytek, a potem na śmietniki.
- Zayn wywal coś szybko, bo się spóźnimy! –
ponaglał go Li przytupując nogą.
- Proszę wywal coś, bo jak nie to będziemy w
dupie! – niezbyt chciałem czekać parę godzin na następny samolot.
- Wielkiej dupie! – Loczek dodał swoje trzy
grosze, a my popatrzyliśmy na niego jak na debila – No co? – zauważył jak się
na niego gapimy.
- Boże widzisz i nie grzmisz – westchnął Zayn
rozgoryczony.
- To co pan wyrzuca? – ta facetka była
strasznie cierpliwa, ja na jej miejscu dostałbym białej gorączki.
- Pierdolony limit – mruknął pod nosem mulat –
Co za jełop wymyślił tan cholerny limit?! – pdszedł do jednej ze swoich waliz i
westchnął.
- Chwileczkę! A może przepakujemy trochę
rzeczy do naszych walizek? W końcu nam zostało jakieś miejsce – wpadł na
genialny pomysł Lou.
- Jesteś genialny! Tommo ja cię ubóstwiam! – zayn
rzucił mu się na szyję zadowolony, ta bliskość bardzo spodobała się pasiastemu,
gdyż odwzajemnił uścisk, chyba nawet za długo go przytulał. Pociągnąłem go
lekko do tyłu, bo przecież nie chciałby żeby ktoś zaczął się czegoś domyślać. W
końcu chłopak cofnął się posłusznie i spojrzał na mnie pytająco, a ja puściłem
mu oczko i się zaśmiałem. To nie był sztuczny śmiech, zdecydowanie nie. Przez chwilę
poczułem się tak jak kiedyś i to było piękne. Liam i Harry dziwnie patrzyli na
pasiastego, który przekładał część rzeczy mulata do ich walizek ciągle
szczerząc się i co raz zerkając na nic nie podejrzewającego Zayna wpychającego
swoje jeansy do MOJEJ walizki. Jednak była już za bardzo wypchana ubraniami,
więc wyjął z niej MÓJ kochany wełniany sweter z podobizną pingwinka i rzucił go
gdzieś na bok.
- Ej – posłałem mu oburzone spojrzenie.
- I tak był okropny – zauważył Zayn i z
triumfem wsadził swoje spodnie do MOJEJ walizki – Gotowe – wstał z ziemi
otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu.
- Teraz jest wszystko w porządku – oświadczyła
ku zadowoleniu mulata pracownica lotniska.
- Super – mruknąłem pod nosem, wziąłem swój
sweter z podłogi i włożyłem do torby podręcznej. Poczłapałem za chłopakami do
samolotu, samolotu lecącego do Rzymu, czyli pierwszego punktu naszej jakże
cudownej, wspaniałej i zajebistej trasy koncertowej. Mam nadzieję, że
wyczuwacie ten sarkazm.
______________________________________________________
dacie radę z 3 kom.?
i jak wam się podoba początek tego opowiadania? proszę o szczere opinie ;) obiecuję, że będzie się strasznie dużo działo, bo dopiero się rozkręcam ;p jak myślicie co stanie się dalej? odpowiadajcie w komentarzach, czym więcej odp. tam szybciej pojawi się nowy rozdział xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)